Czego ten typ ode mnie chce?

IMG_4886

„Czego ten typ ode mnie chce?“ – myślisz, gdy nieznajomy Hindus próbuje zagadać na przystanku. Olewasz jego pytanie, bo pewnie wcale nie prosił o pomoc w dojechaniu do centrum miasta, ale chciał uwieść i ograbić. Ignorujesz. Wbijasz wzrok w telefon.

Podchodzi do Ciebie starszy facet z Polski, chce o coś zapytać: „Nie nie, dziękuję“, odwracasz się na pięcie, mimo że nawet nie dosłyszałeś pytania. Pewnie oszołom lub żebrak.

Na dworcu autobusowym zagaduje Turek, wstajesz, udajesz, że nie rozumiesz i odchodzisz daleko. Na wszelki wypadek.

A gdy jakaś starsza Pani chce pogadać na przystanku to myślisz: „wariatka“ i uciekasz do telefonu.

W tym samym czasie odpalasz Tindera i z zupełnie obcymi osobami konwersujesz żwawo, spotkasz się nawet, nie raz. Z obcokrajowcami też, a co! Na Facebooku dyskutujesz, dodajesz coraz to nowych znajomych, komentujesz na blogach. Taka z Ciebie otwarta, pomocna osoba.

Gdy w rumuńskiej wsi mijało mnie na drodze dwóch Rumunów od razu pomyślałam, że to szemrane złodziejaszki i gwałciciele. Tak wyglądali. Jak mi było głupio, gdy godzinę później siedziałam z nimi przy jednym stole. Jeden miał łzy w oczach relacjonując mi swoje życie, a drugi uczył mnie tańczyć. Osłaniali przed deszczem, zupełnie przyjacielsko, a na pożegnanie życzyliśmy sobie szczęścia.

„Niech mi Pani popilnuje telefonu, ja muszę się zdrzemnąć. Wypiłem 10 piw, a wstyd mi przed żoną w takim stanie do domu wracać.“ – zagadał pijaczek w Cluj-Napoka. Czekałam na pociąg, więc co mnie zbawi zerknąć od czasu do czasu na jego telefon. Gdy się obudził dziękował po stokroć, choć nadal nie wywietrzało z niego wszystko. Opowiedział o rodzinie, swoim życiu, pytał o moje, tak po ludzku. I dziękował, dziękował.

„Nie idź na dworzec, tam jest niebezpiecznie, bo dużo uchodźców z Syrii“ – posłyszałam w Budapeszcie. Poszłam. Stałam obok nich, wymieniłam uśmiechy z dzieciakami, które bawiły się kamykami. Obok siedzieli zafrasowani ojcowie, postury trochę rzezimieszkowej, no ale jak ma niby wyglądać uchodźca, który właśnie w ciężkich warunkach uciekł z kraju? Przecież nie jak wypielęgnowany biznesmen. Nie rozmawiałam z żadnym z nich, ale nie czułam się niebezpiecznie. Było mi tylko wtedy smutno, że tak stałam w niemocy.

W Budapeszcie poczułam przesyt internetu i relacjonowania życia online (który to przesyt utrzymywał mi się przez miesiąc prawie). Schowałam telefon do kieszeni, usiadłam na ławce nad Dunajem. Obserwowałam drzewa dokoło, nurt rzeki, przechodzących obok ludzi. Bez tych myśli „co powinnam teraz opublikować na Snapchacie, czy Instagramie“. Po prostu chłonęłam chwilę.

Przysiadł się chłopak arabskiej urody.  „Oby tylko nie zagadał“ – pomyślałam. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, obserwując to co wokoło. A jednak zagadał. Chciał, bym mu pomogła dokonać pewnego życiowego wyboru. Ja, obca osoba spotkana chwilę temu na ławce. Rozmawialiśmy przez 15 minut, bo spieszył się na samolot. Przyjechał do Budapesztu tylko na jeden dzień. I wiecie co? Mam z nim bardzo dobry kontakt do dziś.

Pisałam ten artykuł myśląc jak łatwo potrafimy osądzać innych po tym, z jakiego kraju pochodzą, jak wyglądają, w jakim języku mówią.

Łatwo odwrócić się od spotkanej na ulicy osoby i schować nos w telefon do świata, gdzie klikamy w Pajacyki, lajkujemy akcje charytatywne, rozmawiamy z obcymi.

Szukamy bliskości drugiego człowieka, a jednocześnie odpychamy tych wokoło nas.

Rozmawianie z obcymi to nie jest narażanie i ryzykowanie życia. To jest zaufanie i dobra energia, które dajemy drugiemu człowiekowi. To jest dźwięk rozmowy, dotyk dłoni, przyjazne spojrzenie, podniesienie głowy znad telefonu, komputera i rozejrzenie się wokoło.

Jasne, że wszędzie trzeba być ostrożnym, ale nie można być wobec każdego podejrzliwym. Nie każdy kto wygląda na zbira musi nim być.

Może my też kiedyś będziemy wyglądać podejrzanie zadając komuś pytanie lub prosząc o pomoc. 

Jakąkolwiek i gdziekolwiek.

This post is available in: English